sobota, 21 września 2013

2. Część dalsza.

Następne lekcje minęły szybko, parę nauczycieli doczepiało się o oceny, że już zbliża się koniec roku a moje oceny są złe, niedobre i takie tam. Ostatnia lekcja, godzina wychowawcza wydawała się najciekawszym co w tej szkole dziś może się zdarzyć. Jak zwykle siedzieliśmy z Patrykiem na podłodze, słuchając muzyki, gdy usłyszeliśmy dzwonek wraz z jego końcem pod sale zawitała nasza nauczycielka.
- Bo ona nigdy nie może się spóźnić - burknęłam pod nosem.
Weszliśmy do klasy, usiedliśmy razem jak zwykle w ostatniej ławce, lekcja jak na razie wyglądała normalnie. " Dzień dobry" sprawdzenie obecności i te sprawy.
-  Weronika i Patryk, proszę wstać.
- Oho - odpowiedzieliśmy cicho.
Wstaliśmy, oczywiście cała klasa wlepiała w nas wzrok.
- Gdzie byliście na pierwszej lekcji?
- Nie przyszłam na pierwszą lekcję, przyniosę pani usprawiedliwienie - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Mówisz o tym ? - nauczycielka wyciągnęła jakieś parę kartek i zaczęła mi je powoli czytać - " Proszę o usprawiedliwienie mojej córki Weroniki ... " - brała tak każdą kartkę którą trzymała w ręcę i czytała tylko pierwsze zdanie.
- Tak, mówię o tym. To są usprawiedliwienia, które pisze mi ojciec.
- Tak? - teraz to ona się uśmiechnęła, coś w stylu "szyderczego" uśmiechu - dzwoniłam, mówił, że nic nie wie.
- No to zajebiście - mruknęłam pod nosem, usiadłam.
- Patryk - powiedziała - co to jest ? - zrobiła to samo z jego usprawiedliwieniami co z moimi.
- Usprawiedliwienia - uśmiechnął się.
- Podrobione - dodała nauczycielka.
- Do mojego ojca też pani dzwoniła ? - popatrzył na nią.
- Nie da się do niego dodzwonić , a do pańskiej matki nie mam numeru.
- To nic nowego.
- Podasz mi numer do Twojej mamy ?
- Nie posiadam, pragnę pani przypomnieć, że nie widziałem mojej mamy od 7 lat. Gdy miałem 9 lat tak po prostu sobie wyszła, pamięta pani? Mój tato opowiadał.
Nauczycielka trochę się zmieszała.
- Tak - odpowiedziała - zapomniałam.
Na Patryka twarzy zawitał szyderczy uśmiech.
- Zdarza się.
Dzwonek.
- Do widzenia.
Wyszliśmy z klasy i udaliśmy się do wyjścia.
- No to ją zagiąłeś.
- Bywa - zaśmiał się.
Doszliśmy do zakrętu w którym ja szła do góry a on skręcał w lewo.
- To co , widzimy się o 15 tam gdzie zawsze - powiedziałam z uśmiechem.
Założyłam słuchawki, po paru minutach byłam w domu.Rzuciłam plecak w kąt i usiadłam przed telewizor.
Szukałam po kanałach czegoś ciekawego, co mnie zainteresuje. Szukałam tak może z dwadzieścia minut. Niestety jak zwykle nic ciekawego nie było. Poszłam na górę, włączyłam 2pac'a w głośnikach i położyłam się na łóżku, zapominając o moich problemach. Leżałam tak dłuższy czas, lecz krzyk mojego ojca sprowadził mnie na ziemię.
- Wer - krzyknął - zejdź na dół.
Wstałam nie wyłączając muzyki.
- Co się stało znowu ?
- Dzwoniła do mnie wychowawczyni . Mówiła coś o nieobecnościach i podrabianych usprawiedliwieniach. Mamy do niej przyjść.
- Okej
odpowiedziałam i wyszłam z domu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz